Jasne jest, że i tutaj decydującą rolę odgrywa wprawa i przyzwyczajenie. Muszę z tego wyciągnąć praktyczny wniosek, którego słuszność nierzadko potwierdza się w mojej praktyce lekarskiej, a który chciałbym przedstawić w postaci ostrzeżenia: radzę nie przyzwyczajać się żonie do wielkiej wydolności seksualnej męża, która u niego przecież nie może być trwała. Spotyka się niektóre kobiety, co prawda bez dużego temperamentu, które od czasu do czasu przeżywają z mężem okresy największych nasileń stosunków płciowych, doprowadzających do maksymałnej rozkoszy, a potem nie cierpią, gdy ustały szturmy miłosne, a nastał okres rzadkich slo- sunków. Oprócz nich spotyka się jednak inne kobietv, które raz przyzwyczajone do maksymalnych rozkoszy seksualnych nie chcą się z tym pogodzić, że po pewnym czasie muszą zmniejszyć swe wymagania. Wtedy mąż nie może się uporać z pożarem, który sam wzniecił, i musi wtedy wybierać między nerwowością żony ujemnie rzutującą na szczęście małżeńskie a własnym przewlekłym przeciążeniem seksualnym, które czyni z niego neurotyka osłabionego psychicznie i fizycznie. Często nie jest on w stanie dokonać wyboru z dwojga złego, w następstwie czego ujemne skutki dają o sobie znać w obydwu kierunkach. W każdym razie mężczyzna, który ożenił się z kobietą pełną temperamentu, czyni dobrze, jeśli w okresach własnej wzmożonej namiętności nie dostroi oczekiwań żony do zbyt wysokich tonów, aby później nie musiał zbyt drogo zapłacić za własną nieostrożność.
więcej